Archiwum Polityki

Życie seksualne PRL

Na socjalistyczną moralność, która miała obowiązywać masy pracujące, artystyczna bohema odpowiadała ostentacyjną rozwiązłością. Politycznym przełomom towarzyszyły okresy erotycznego wzmożenia.
Przed Październikiem 1956 seks to był zgniły Zachód. Seks odciągał młodzież od walki klas, mącił podniosłą atmosferę wieczornic i akademii. Nie licował, więc wymagał regulacji. Przepisowa odległość między tańczącą parą wynosiła 20 cm (mierzone drewnianą linijką), a publiczne pocałunki piętnowano przed sądami koleżeńskimi.

Było zgrzebnie i szaro, duszno i sztywno jak w gorsecie. Sznurówki puściły z trzaskiem, kiedy w 1955 r. w Warszawie odbył się Festiwal Młodzieży. Na ulicach tańczyli w kolorowych ciuchach młodzi z całego świata. Wielu Polaków po raz pierwszy zobaczyło wtedy Murzyna (podobno dziewięć miesięcy później w warszawskich szpitalach przyszło na świat sporo czekoladowych dzieci). To było jak powiew wolnego świata, jak karnawał. Potem odbyła się dyskusja z Ireną Krzywicką na Uniwersytecie, czy wolno uprawiać seks przed ślubem. Zrobił się z tego pierwszy odwilżowy wiec. Jacek Kuroń przekonywał, że rozumie wierzących, dla których ważny jest sakrament, ale co innych może obchodzić papierek z urzędu. Dostał gigantyczną owację. Potem zorganizowano pierwsze wybory Miss Polonia i pierwszy striptiz w klubie Stodoła. I tak to się zaczęło.

Playboye i proletki

Dziewczyny farbowały spódnice i przerabiały pepegi na czarne baleriny, faceci rozpinali koszule do pępka i kupowali dżinsy na ciuchach. Bywało lirycznie i romantycznie, ale modny był pewien cynizm. Playboy przełomu lat 50. i 60. miał palić, trzymając papierosa między kciukiem a palcem środkowym, pić wódkę, najlepiej straceńczo, dyskutować o wielkiej sztuce i nie traktować kobiet całkiem serio. Inteligentne kobiety też rzadko myliły małżeństwo z romansem, bo, szczerze mówiąc, co innego miały zrobić.

Reklama