Archiwum Polityki

Wężykiem

W piękny wiosenny dzień 24 marca szedłem Krakowskim Przedmieściem na Uniwersytet. Przechodząc obok Pałacu Prezydenckiego, zauważyłem niezwykłe – jak na ten senny budynek – ożywienie. Trwało poszukiwanie zaproszenia od prezydenta supermocarstwa dla prezydenta mocarstwa polskiego na szczyt nuklearny w Waszyngtonie. Nasz prezydent jest rozrywany – przez broń jądrową, przez Rosję i przez Amerykę. Nie wiadomo, w co najpierw bombę włożyć.

Miedwiediew zaprasza Kaczyńskiego na Kreml, oczywiście po to, żeby 9 maja ustawić go za Jaruzelskim, poniżyć prezydenta i nasz kraj. „Świętowanie tego dnia jest jak naplucie w twarz powstańcom warszawskim i wszystkim żołnierzom wyklętym”, ostrzega ekspert Jacek Cichocki. Ach, żeby Obama zamiast premiera zaprosił prezydenta! – wzdychają w Pałacu. Cwany Tusk przechwycił zaproszenie do Waszyngtonu, wymazał gumką myszką nazwisko adresata i wpisał swoje, a Kaczyńskiego z Jaruzelskim pcha do Moskwy. Prezydent zastanawia się, które mocarstwo zaszczycić. Embarras de richesse – mówi.

Obama ma wady widoczne czarno na białym – porzucił tarczę, utrzymał wizy, ponadto w Białym Domu można wpaść na Tuska, dla którego zaproszenie wybłagał Sikorski w sobie tylko znanym języku. Wprosić się do Obamy to jednak zdradzić, że mamy broń jądrową – najlepiej strzeżoną polską tajemnicę. Z kolei pojechać do Moskwy to uznać, że jest co świętować z Jaruzelskim, a przecież każde dziecko wie, że w 1945 r. trwało już powstanie narodowe przeciwko sowieckiej okupacji i z tego powodu mamy mieć nowy dzień świąteczny. Świętować klęskę – źle, wstydzić się zwycięstwa – niedobrze, nie dać się sfotografować na placu Czerwonym w towarzystwie zwycięskich aliantów – szkoda.

Polityka 14.2010 (2750) z dnia 03.04.2010; Passent; s. 121
Reklama