Archiwum Polityki

Ludzki Człowiek

Kiedy żył, zwykle byłem z Nim w zasadniczym sporze. Gdy zginął, ważniejsze stało się to, co dobrego chciał wnieść i wnosił do naszego życia.
Nie był łatwy. Ale też nie miał łatwo. Był liderem formacji radykalnej, a sam z natury radykałem nie był. Jego polityczne zaplecze było w dużej części brutalne, żądne rewanżu, często bezlitosne. A on był umiarkowany, empatyczny, ciepły, ludzki.

Kiedy przed wyborami robiłem z nim wywiad w gabinecie prezydenta Warszawy, zobaczył papierosy w kieszonce mojej koszuli.

– Chciałby pan zapalić?

– Jak można.

– Otworzymy okno, to się nie zorientują.

W urzędzie wprowadził zakaz palenia. Ale człowiek to człowiek. Także polityczny przeciwnik, jakiego we mnie widział. Nie tylko w sprawach drobnych bez większego znaczenia. Także wtedy, gdy szło o sprawy, które uważał za bardzo poważne i które tworzyły ideowy fundament jego środowiska. Na przykład lustracja. Uważał ją za podstawę zbudowania w Polsce dobrego, sprawiedliwego ładu. Nie rozumiałem tej wiary. Ale szanowałem starania, które czynił, żeby pohamować zapędy IV RP przed krzywdzeniem lustracją niewinnych. Przekonania, że „gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”, nie podzielał. Dużo zrobił, żeby w kolejnych ustawach lustracyjnych zachować gwarancje intymności i tajemnicy drobnych potknięć prostych ludzi, którzy nie zrobili nic złego. To różniło go nie tylko od dużej części polityków PiS oraz środowiska „prawicowych publicystów”, ale też od wielu zaangażowanych w IV RP polityków PO z Janem Rokitą na czele.

Podobnie było, gdy na samym początku transformacji zastąpił Lecha Wałęsę na czele Solidarności. Związek był oczywiście w większości krytyczny wobec rządu Mazowieckiego, Balcerowicza, liderów OKP, popierającej ich „Gazety Wyborczej”. I Lech Kaczyński też był wyraźnie krytyczny. Ale kiedy walkę o schedę po Wałęsie przegrał z Marianem Krzaklewskim, krytycyzm zamienił się w pełną brutalności wojnę.

Polityka 16.2010 (2752) z dnia 17.04.2010; s. 8
Reklama