– Zaprosił mnie na rozmowę. Wzięło nas na wspomnienia. Przypominaliśmy sobie, jak sami byliśmy młodymi żołnierzami. Rozmawialiśmy o trudnych chwilach w Iraku, gdzie było naprawdę gorąco. Takie gadanie dwóch żołnierzy – mówi gen. Ireneusz Bartniak. Przegadali tak prawie półtorej godziny. Rzadka rzecz u ciągle zajętego Buka. Pożegnali się. Gdyby wiedzieli, że na zawsze, może powiedzieliby sobie coś więcej. Może Buk mocniej ścisnąłby rękę swojego przyjaciela. Pewnie nie, bo i tak zawsze ściskał mocno. Choć był mały, to dłonie miał duże i silne. Kilka godzin później Bartniak ściskał delikatną dłoń żony swojego przyjaciela. Trudno pociesza się kogoś, kiedy samemu chce się płakać.
Obecność całego najwyższego dowództwa polskiej armii w Katyniu miała charakter symboliczny. 70 lat temu kula w potylicę była przeznaczona dla takich jak oni, elity polskiego wojska. Trudno się dziwić, że prezydent wysłał imienne zaproszenia do każdego z nich.
Sprawa pojawienia się w Katyniu wraz z całą wojskową górą była dla Lecha Kaczyńskiego bardzo ważna.