Tylko w ciągu ostatnich siedmiu lat rozpisywano cztery przetargi na nowe samoloty dla vipów. Żaden nie doszedł jednak do skutku, bo kolejne rządy – SLD, PiS i PO – je odwoływały. – Nie rezygnujemy z Tu-154, bo to niezłe samoloty – twierdzili kolejni ministrowie. Częściej słyszeliśmy jednak o braku pieniędzy. Ale tak naprawdę każda z kolejnych ekip głosząc hasła taniego państwa obawiała się nieprzychylnej reakcji wyborców podsycanej przez brukową prasę i hasła typu „pasą się za nasze”. Ostatni przetarg anulowano zimą, w atmosferze małego skandalu, gdy wydawało się, że wszystko jest już dopięte na ostatni guzik.
Dwa brazylijskie Embraery po około 30 mln dol. za sztukę miała kupić spółka ARP Fly, specjalnie powołana do tego celu przez rządową Agencję Rozwoju Przemysłu, a następnie wyleasingować je Ministerstwu Obrony Narodowej. Przylot pierwszego zapowiadano na czerwiec 2009 r. Drugi miał dotrzeć do Polski w sierpniu. Przeszkolono nawet pilotów. Z zakupu nic jednak nie wyszło, bo szefostwo MON stwierdziło ostatecznie, że będzie zbyt kosztowny. Co prawda maszyny trafiły do Polski, ale użytkuje je LOT, a ARP Fly została bez pieniędzy i z długami, których nie było komu uregulować.
– W końcu spotkamy się w kondukcie na państwowym pogrzebie – ostrzegał były premier Leszek Miller, który sam cudem uszedł z życiem z katastrofy rządowego śmigłowca Mi-8.