Gdyby nie niechęć do afiszowania się, Jerzy Malek zajmowałby dziś poczesne miejsce w rankingach najbogatszych Polaków. Grupa Morpol SA plasowałaby się w połowie drugiej setki naszego rankingu 500 największych firm w Polsce. Morpol stał się bowiem światowym liderem w produkcji wędzonego łososia i, po upadku stoczni, największym pracodawcą od Szczecina po Gdynię (zatrudnia około 3 tys. osób).
Malek nie chce rozmawiać: rozgłos w kraju nie jest mu potrzebny. Firma produkuje głównie na eksport, jest dobrze znana wielkim sieciom handlowym, to wystarczy. A jednak lokalnie o Malku jest głośno. I on sam ma w tym niemały udział.
Prawie szary człowiek
Twarz sukcesu polskiego przetwórstwa rybnego ma 61 lat. Marek Biernacki, obecnie radny wojewódzki, a w poprzedniej kadencji wiceburmistrz Ustki, pytany o Malka, opowiada anegdotę z hali produkcyjnej Morpolu. Robotnik pracujący przy taśmie widzi stojącego obok faceta z papierosem, więc zwraca mu uwagę: przestań palić, bo jak cię Malek dorwie, to wylecisz. Nie wie, że właśnie ma przed sobą szefa.
Sławomir Stochniałek, szef rady nadzorczej Morpolu, prostuje: faktycznie prezesa trudno odróżnić od robotnika, ale na pewno nie chodzi po halach z papierosem.