Archiwum Polityki

Już cicho, już zaśnij

Na ulicach getta warszawskiego (obchodzimy właśnie kolejną rocznicę powstania w getcie) pełno było dzieci wychudzonych, leżących na ziemi. Że niby odpoczywają. Większością z nich, jeśli tylko miały szczęście, zajmowała się doktor Adina i jej koleżanki pielęgniarki. Ze skupieniem odmierzały syropki, których nie miały. I wszyscy lekarze robili to, czego praktycznie nie mogli robić: leczyć bez leków. Doktor Adina, jak już naprawdę nic nie mogła, to raz podała morfinę. Najpierw rodzinom personelu. Z pierwszego piętra starego budynku na Stawkach uśmiechała się siwa pani. Wyciągnęła ufnie rękę, a pielęgniarka zrobiła zacisk gumową rurką. Jak to w szpitalu, pani zaciśnie pięść, pani teraz ją puści. Rozluźnić się, nie myśleć o niczym, za chwilę koniec. Tylko że pielęgniarka nazywała się Mira, była rodzoną córką tej siwej. I ją przy robieniu zastrzyku delikatnie gładziła po wyschniętej skórze i w ogóle nie płakała. Personel medyczny się nie mazgai, bo tu robota czeka. A doktorka wbijała igłę, no bo tego ją uczyli w szkole.

Potem góra, oddział dziecięcy. Szpital blisko Umschlagplatz, a Niemcy już są w ogródku i witają się z gąską. Stukają, pukają, schnella, raus, dajcie mi eine kleine dzieciaka do wagonu. I pani doktor już wie, że weźmie do ręki dwa opakowania środków uspokajających i pójdzie do dzieci. Bo morfina, a nazwa od Morfeusza – boga marzeń sennych, to młodsza siostra maku. Już w starożytności podawano z tej rośliny wywar małym kruszynkom, żeby się uspokoiły i dały rodzicom popracować. Także w tym getcie to tylko został powtórzony odwieczny gest „już cicho, już zaśnij”.

Doktor Adina Blady Szwajger i doktor Margolisowa brały na łyżeczkę starannie odmierzone, ale zbyt duże dawki.

Polityka 16.2010 (2752) z dnia 17.04.2010; Kultura; s. 58
Reklama