Niemcewicz przedstawia swą wizytę w więzieniu filadelfijskim. Zrobiło na nim duże wrażenie: „Nie sądzę, aby był na świecie zakład pomyślany bardziej rozsądnie i humanitarnie. Jedynym celem smutnego pobytu w tym więzieniu nie jest karać i dręczyć, jak w innych. Tutaj pragną więźnia poprawić, a karę obrócić na pożytek przestępców i społeczeństwa”. W Pensylwanii zniesiono karę śmierci. Więźniowie pracowali w warsztatach, uczyli się rzemiosła, otrzymywali pensję. Najcięższą karą było zamykanie w izolatce. Więzienie prowadzone było przez kwakrów. Strażnicy odnosili się do więźniów uprzejmie. „Wyszedłem (...) zbudowany panującym tam porządkiem, ludzkim traktowaniem i niemal wolny od uczucia przygnębienia, jakie wywołują warunki życia tych nieszczęśliwych ludzi w więzieniach europejskich”.
Widocznie jego własny los więźnia w twierdzy carskiej zwiększał zainteresowanie Niemcewicza tą instytucją w Ameryce. Porównanie wypadało zdecydowanie korzystniej dla więzień amerykańskich. „Zwierzchnicy przemawiają do więźniów jak najłagodniej, chwalą ich postępy i dodają otuchy. Słowem, we wszystkim i na każdym kroku czuje się główny cel instytucji – poprawić człowieka, uczynić go łagodniejszym, dobrym, podczas gdy wydaje mi się, że traktowanie, jakiemu podlega w Europie, ma na celu męczyć go i uczynić złym, a nawet szalonym”.