Z wielką pompą wszedł na amerykański rynek iPad firmy Apple. Już pierwszego dnia znalazł 300 tys. nabywców przekonanych, że kupują nowe, rewolucyjne urządzenie. Tymczasem to Apple kupił sobie w ten sposób nowych wiernych klientów.
Bladym świtem, w czwartek 1 kwietnia, Greg Packer, 47-letni robotnik budowlany z Nowego Jorku, zabrał rozkładane krzesełko turystyczne, termos z kawą i ruszył pod sklep Apple na Piątej Alei. W ten sposób, dwa dni wcześniej, przygotował się do rynkowej premiery nowego, głośnego gadżetu – tabletu iPad. A Greg Packer, jako najsłynniejszy stacz kolejkowy Ameryki – czatował już m.in. na konsolę PlayStation 3 i książki o „Harrym Potterze” – po prostu musiał tam być. Pociąga go błysk fleszy, wywiady oraz to, że doczekał się już notki o sobie w Wikipedii. Fani produktów Apple, oczekujący nerwowo przed sklepami na wiele godzin przed ich otwarciem, stali się już znakiem firmowym premiery każdego nowego gadżetu tej firmy. Zdjęcie pierwszego klienta, który wyjdzie ze sklepu, triumfalnie dzierżąc w rękach pudło, obiegnie świat. Kolejki przyciągają bowiem tyle samo mediów co stojących. Dla Apple to gigantyczna darmowa reklama. Nic więc dziwnego, że „staczy” obdarowuje koszulkami i darmową kawą.
Premiera iPada była dla firmy Apple najważniejszym dniem od czerwca 2007 r., kiedy to na rynek trafił poprzedni elektroniczny gadżet sygnowany znaczkiem nadgryzionego jabłuszka – telefon iPhone. W sobotnie popołudnie okazało się zresztą, że kolejek już nie ma, a iPadów nie zabrakło (analitycy spodziewali się, grubo na wyrost, półmilionowej sprzedaży). Entuzjaści Apple przypominają, że pierwsze dni sprzedaży telefonu iPhone też rozczarowały, a dziś nosi go ze sobą 75 mln ludzi. – Jeśli wprowadza się na rynek nowy produkt, którego ludzie nie mieli jeszcze okazji zobaczyć, a mimo to w ciemno kupują 300 tys. sztuk, to musi być sukces – komentuje Jim Dalrymple, szef serwisu internetowego The Loop.
Polityka
16.2010
(2752) z dnia 17.04.2010;
Świat;
s. 102