Archiwum Polityki

Królik po polsku

Na wiosnę króliki wraz z barankami i kurczaczkami opanowują galerie handlowe i domy. Oprócz tych plastikowych czy porcelanowych, w większej liczbie pojawiają się także żywe. Są kupowane jako domowe maskotki. Ale traktowane gorzej niż koty i psy.

Kiedyś miałam osiem królików jednocześnie. Wszystkie czekały u mnie na nowy dom. Ktoś przecież musi im pomagać – mówi Katarzyna Nadrowska, członkini Stowarzyszenia Pomocy Królikom. (SPK m.in. prowadzi Bibliotekę o Zwierzętach i Prawach Zwierząt; nominowany do Oscara „Królik po berlińsku”, w reżyserii Bartka Konopki, bazował częściowo na materiałach udostępnianych właśnie przez bibliotekę). – Miałam królika znalezionego w lesie, na klatce schodowej, w zamkniętym pudle na mrozie pod schroniskiem. Teraz będę opiekować się maluchami odkupionymi od terrarysty.

Takich osób jak Kasia w stowarzyszeniu jest kilkanaście. Codziennie ktoś dzwoni, pisze esemes. – Króliki jeżdżą po całej Polsce. Jeśli tylko znajdzie się nowy dom, robimy wszystko, by zwierzak trafił do niego jak najszybciej – mówi Iwona Kossowska, prezeska SPK. – Po Bożym Narodzeniu i Wielkanocy mamy przepełnione domy tymczasowe. Sukcesem jest przekonanie choć jednej osoby do tego, by zastanowiła się, zanim kupi królika. Opieka nad królikiem nie jest łatwa i wiąże się z kosztami!

Mały, przesympatyczny futrzak może być uciążliwy w codziennej pielęgnacji. Klatka, świeże sianko i zróżnicowany pokarm to nie wszystko. Królik potrzebuje przestrzeni, uwielbia gryźć (np. kable, smakuje mu też tapeta ścienna i obicie kanapy). Biegając po domu, załatwia się, gdzie popadnie.

Oddanie królika, bo dziecku się znudził, urósł lub obsikuje teren, jest typowym wytłumaczeniem. Trudno się jednak dziwić.

Polityka 16.2010 (2752) z dnia 17.04.2010; Ludzie i obyczaje; s. 116
Reklama