Stanisław Komornicki (86 lat) był żołnierzem przez całe dorosłe życie. – Byliśmy razem w Powstaniu Warszawskim na Starówce, bardzo się przyjaźniliśmy do ostatnich dni jego życia – mówi mjr Danuta Gałkowa ps. Wilczyca, powstańcza sanitariuszka, łączniczka. – Zginął śmiercią żołnierza.
Wiecznie w rozjazdach, w drodze na spotkania, na odsłonięcia pomników i tablic, z prezydentem często latał na uroczystości patriotyczne. Od 1993 r. był kanclerzem Orderu Wojennego Virtuti Militari, miał swój gabinet w Kancelarii Prezydenta. Kilka miesięcy temu wybrano go na kanclerską kadencję po raz szósty. Patrzcie, znowu mnie tam chcą – mówił niby zdziwiony, ale dumnie podkręcał wąsa. Może gdyby...
Na zdjęciu sprzed kilku lat gen. Komornicki stoi oparty o ścianę, uśmiechnięty, młodzieńczy. Mimo lat zachowywał ten wisusowaty, warszawski styl bycia i pewność siebie.
Na obiady chodził do restauracji sejmowej albo do knajpki na Solcu, którą sam odkrył – lubił spacerować po mieście. – Był szarmancki dla kobiet, zapraszał na obiady, flirtował – wspomina Małgorzata Brama, reżyser filmowy; przeprowadzała z nim wywiad dla Muzeum Powstania Warszawskiego. – W rozmowie nie było tematów tabu, mówił o śmierci jak o części życia. W wojnę zdążył się z nią oswoić.
Prawdziwych wisusów wielu poznał w Powstaniu, bo wtedy, w walce, wymieszały się stany. Ulicznicy ze Starówki, Śródmieścia i Czerniakowa, dzieci dozorców ramię w ramię z dziećmi profesorów i ziemian. W 1924 r. pani Jadwiga z Rakowieckich Komornicka herbu Nałęcz po mężu przyjechała do stolicy z rodzinnego majątku pod Kaliszem, aby – jak powiadał generał – przejść „uroczystość narodzin syna w renomowanym zakładzie lekarskim, dlatego urodziłem się w Warszawie”.