Archiwum Polityki

Daj dziadkowi gitarę

Johnny Cash, Neil Diamond, teraz Gil Scott-Heron – nowa generacja słuchaczy odkrywa kolejne upadłe gwiazdy sprzed lat. A widzowie kin dostają właśnie podobną historię w oscarowym filmie „Szalone serce”. Czego młodzi szukają u odległych pokoleniowo muzyków?
W show-biznesie, gdy nie ma cię przez kilka lat, jesteś martwy. Może dlatego Gila Scotta-Herona jeszcze rok temu dość powszechnie traktowano jak zmarłego. Mieszkanie stało puste, nie koncertował, nie nagrał nowej piosenki od kilkunastu lat! Richard Russell, szef XL Recordings, jednej z prężnych firm płytowych młodszej generacji, który chciał podpisać z nim kontrakt, znalazł go w więzieniu. 60-letni dziś muzyk zgodził się na współpracę – ale dopiero po wyjściu zza kratek, gdzie trafił za posiadanie kokainy.

Wielki wokalista i poeta lat 70., ojciec chrzestny hip-hopu, który rytmicznie deklamował swoje publicystyczne teksty o młodzieży z gett Bronksu na długo przed pierwszymi raperami, od lat tkwił na życiowej bocznicy i zmagał się z nałogami. Czarny Bob Dylan – bo taki miał przydomek – został zapomniany nawet przez dawnych fanów, dla których tekst utworu „The Revolution Will Not Be Televised” („Rewolucji nie pokażą w telewizji”) był 40 lat temu idealnym opisem nastrojów afroamerykańskiej mniejszości.

Nie prościej byłoby po prostu zebrać śmietankę gwiazd hip-hopu i muzyki tanecznej, każąc im wykonać nowe wersje przebojów Scotta-Herona? Owszem, tak wyglądałby kiedyś typowy hołd dla starej gwiazdy – jeszcze przed wielkimi powrotami Johnny’ego Casha, Briana Wilsona czy Neila Diamonda. Coraz częściej jednak młodzi producenci odnajdują swoich zapomnianych idoli i kompletują im repertuar, by dawni gwiazdorzy powrócili w jesieni życia. By dostali bodziec do walki – tak jak bohater filmu „Szalone serce”, podstarzały muzyk country, grany przez Jeffa Bridgesa (tegoroczny Oscar), gdy spotyka na swojej drodze młodą, zainteresowaną jego karierą dziennikarkę.

Scott-Heron, którego „I’m New Here” jest w tym roku jedną z najgoręcej komentowanych płyt, to był strzał w dziesiątkę – idealny materiał na renowację kariery.

Polityka 17.2010 (2753) z dnia 24.04.2010; Kultura; s. 72
Reklama