Całe zamieszanie zaczęło się 10 lat temu artykułem w „Nature”. Jego autorem był dr Toshiyuki Nakagaki z Bio-Mimetic Research Center w Nagoi (dziś pracuje jako profesor w Hokkaido University). Japończyk wpadł na oryginalny pomysł posłużenia się w eksperymencie dość niezwykłym stworzeniem – tzw. śluzoroślą (inaczej śluzowcem), należącym do gatunku Physarum polycephalum. Ten zaliczany obecnie do grona pierwotniaków organizm kiedyś uważany był za roślinę albo przedstawiciela królestwa grzybów – przejawia bowiem cechy charakterystyczne dla tych trzech grup organizmów.
Śluzowce rodzą się z zarodników, początkowo przyjmując postać przypominających amebę tzw. pełzaków (albo pływaków). Na kolejnym etapie życia zmieniają się w mniej ruchliwą galaretowatą śluźnię. Są dziwnymi organizmami, ponieważ całe ich ciało to właściwie jedna wielka komórka, wypełniona głównie plazmą. Śluźnia potrafi się przemieszczać i tworzyć przypominające rurki wypustki, które wysuwa w kierunku pożywienia. Dzięki temu umie pobierać substancje odżywcze z kilku źródeł naraz. Jej pokarm stanowią inne pierwotniaki, bakterie, grzyby oraz glony. Dlatego niektórzy widzą w śluzowcach drapieżniki mikroświata. Te proste organizmy, mimo że nie mają układu nerwowego, potrafią reagować np. na światło (unikają go) lub temperaturę.
Rurki z kremem
Toshiyuki Nakagaki wpadł na pomysł, by ów dziw natury umieścić w labiryncie, który ma dwa wyjścia, a przy każdym z nich przysmaki śluźni.