Kończyliśmy liceum, ona – Kochanowskiego, ja – Reytana, i bardzo byłem w Izie zakochany. Jakże by mogło być inaczej. Toż była najpiękniejszą dziewczyną w Warszawie. Mówiłem do niej: Donno, co było niby-żartem, że donna Isabella, a naprawdę wyrażało i uzmysławiało mi pewien czuły dystans – na tyle onieśmielała mnie swoją urodą. Pisemna matura z matematyki zaczęła się u nas, nie pamiętam już dzisiaj dlaczego, około godziny później niż u Donny. Były trzy zadania.
Polityka
17.2010
(2753) z dnia 24.04.2010;
Stomma;
s. 123