Archiwum Polityki

Życie polityczne dzikich

Czy ostatnie wydarzenia zmienią wreszcie polityczny obyczaj i ucywilizują relacje między zwaśnionymi politykami? Wiele osób ma nadzieję, że tak, chociaż trzeba przyznać, że sytuacja wyjściowa jest zła – kilka dni przed katastrofą w Smoleńsku europoseł PiS Marek Migalski w wywiadzie dla dziennika „Polska” przyznał szczerze, że w polityce panuje brutalna dzikość, zaś najdziksze relacje zachodzą wewnątrz poszczególnych partii.

„Tam mówi się wprost: zniszczę cię, zgnoję, zaje... cię, już nie żyjesz” – mówił, nie kryjąc, że ta nużąca jednostronność kontaktów wewnątrzpartyjnych przeraża go. Zwłaszcza że za słowami często idą czyny, np. wzajemne podkładanie sobie świń przez kolegów z jednej partii. Migalski ujawnił, że europosłowi Kurskiemu ktoś w Brukseli podłożył nawet do pokoju żywą prostytutkę, co – trzeba przyznać – jest nie tylko świństwem, ale i kurestwem, które zresztą specjalnie Migalskiego nie dziwi, „bo wszyscy wiedzą, jak ta gra się toczy”.

Przypadek Kurskiego obnaża brutalne kulisy gier w ramach UE, ale w kraju wcale nie jest lepiej. Doszło do tego, skarżył się Migalski, że politycy nie mogą spokojnie ugasić pragnienia w restauracji w obawie, że „ktoś zrobi im zdjęcie i następnego dnia zobaczą w tabloidzie siebie i przeczytają o tym, że chleją zamiast pracować”. Nic dziwnego, że zaszczuci politycy „zamykają się w swoich gronach, absolutnie zaufanych, i tam piją”.

Zdaniem Migalskiego strach, że ktoś zobaczy, jak polityk pije, towarzyszy politykowi zawsze. Strach ten prowadzi do nerwic, paranoi i w efekcie do sytuacji, w której wrażliwy polityk nawet przed samym sobą boi się przyznać, że pije. Co gorsza, politycy, zamiast prowadzić jakąś sensowną działalność, większą część swojego cennego czasu muszą marnować na organizowanie sobie jakiegoś bezpiecznego miejsca do picia.

Polityka 18.2010 (2754) z dnia 01.05.2010; _PUSTY_; s. 4
Reklama