Skończyła się odyseja obalonego prezydenta Kirgistanu. Najpierw Kurmanbek Bakijew ukrywał się w ojczyźnie, następnie uciekł do sąsiedniego Kazachstanu, tam zniknął i wreszcie odnalazł się na Białorusi. Zaprosił go sam Aleksander Łukaszenko. Gospodarz traktuje gościa z honorami należnymi głowie państwa, dał mu do dyspozycji jedną ze swoich rezydencji pod Mińskiem. Obaj prezydenci zgodnie twierdzą, że w przygotowaniu upadku Bakijewa palce maczała Rosja, która wspierała kirgiską opozycję. Nic dziwnego, że Łukaszenko widzi w losie Bakijewa groźny precedens. Ale Bakijew pozwalał na wiele swoim przeciwnikom politycznym, czego nie można powiedzieć o Łukaszence.
Polityka
18.2010
(2754) z dnia 01.05.2010;
Flesz. Ludzie i wydarzenia;
s. 10