Światowe media pilnie śledzą poczynania islandzkich władz zmierzające do wyjścia z tej kryzysowej sytuacji. Jakiś czas temu doniosły one o spektakularnej decyzji tamtejszego parlamentu, jaką było wprowadzenie zakazu publicznego obnażania się za pieniądze, czyli robienia tzw. striptizu.
Można się zastanawiać, czy reakcja parlamentu Islandii na kryzys nie jest zbyt histeryczna i czy na pewno idzie ona w dobrym kierunku. Nie jest tajemnicą, że oglądanie striptizu może być źródłem poważnych kryzysów, ale z drugiej strony nie wiemy, czym może grozić nagłe całkowite zakazanie striptizu w małym wyspiarskim kraju, gdzie o rozrywki nie jest łatwo, zwłaszcza zimą. Czy można mieć pewność, że cenny czas zaoszczędzony na nieoglądaniu striptizu pogrążeni w kryzysie Islandczycy wykorzystają na wydajniejszą pracę w celu wydobycia się z kryzysu (zwłaszcza jeśli zarobionych pieniędzy nie będą mogli następnie wydać na oglądanie striptizu)?
Zakaz ma wejść w życie w czerwcu, gdy zaczyna się najlepszy okres dla islandzkiego przemysłu turystycznego, kiedy to w ciągu czterech letnich miesięcy wyspę odwiedza ponad 200 tys. gości, głównie z Niemiec i Skandynawii. Zachodzi obawa, że ludzie ci – nagle odcięci od atrakcji takiej jak striptiz i skazani wyłącznie na podziwianie krajobrazów oraz spożywanie dorszy – także popadną w poważny kryzys, który następnie rozniosą po całej Europie.