Archiwum Polityki

O jedno zdanie za dużo

Brakuje Toeplitza. On by świetnie zanalizował to zjawisko kulturowe, społeczne, polityczne i religijne, jakiego jesteśmy świadkami. „Cisza wokół śmierci KTT okrywa wstydem media i ludzi kultury” – napisał 5 kwietnia internauta „Stefan” na moim blogu. Faktycznie, reakcja mediów na śmierć Toeplitza była skąpa i niefortunna. Poruszenie wywołała jednozdaniowa notatka na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej”: „W wieku 77 lat zmarł jeden z najbardziej znanych dziennikarzy w PRL, zwolennik stanu wojennego, scenarzysta, pierwszy polski komiksolog”, po czym następowało odesłanie na dalszą stronę gazety. Dlaczego jedno zdanie, złożone zaledwie z kilku słów, było tak trudne do zaakceptowania? Ponieważ było krzywdzące. Ponieważ redukuje Toeplitza do statusu „dziennikarza”. KTT nie był dziennikarzem, był intelektualistą (co w naszym zawodzie jest rzadkością), krytykiem, publicystą, kronikarzem, znawcą kultury masowej, autorem kilkudziesięciu książek, pedagogiem, pisarzem. Oczywiście, na pierwszej stronie gazety było miejsce tylko na jedno słowo, sądzę, że „intelektualista” czy „publicysta” było bliższe prawdy niż „dziennikarz”.

„Gazeta” pisze, że Toeplitz był jednym z najbardziej znanych „dziennikarzy w PRL”. Tymczasem KTT był jednym z najbardziej znanych „dziennikarzy” nie tylko w PRL, po 1989 r. działał jeszcze ponad 20 lat, napisał kilka znakomitych książek, w tym „Rodzinę Toeplitzów” i „Najkrótsze stulecie”. Sprowadzenie Toeplitza do „PRL” to polityczny stempel, jaki się z tym skrótem kojarzy. Tymczasem kultura polska nie urodziła się ani nie zmarła w 1989 r. Wielu jej twórców, na czele z Tadeuszem Konwickim czy z Andrzejem Wajdą, tak szanowanymi przez „Gazetę” (oby żyli wiecznie!), żyje i działa nadal.

Polityka 18.2010 (2754) z dnia 01.05.2010; Passent; s. 106
Reklama