Najważniejsze, że ominęła nas recesja. W 2009 r. wzrost PKB wyniósł skromne 1,8 proc., ale już to wystarczyło, by za granicą nad Polską cmokano. Pomogło nam, dziś to już pewne, osłabienie złotówki (dzięki czemu eksporterzy mogli obniżyć ceny i wywóz towarów się nie załamał), umiejętne wykorzystanie rosnącej fali funduszy unijnych, a przede wszystkim racjonalność zachowań i sprawność właścicieli firm. W większości nie ulegli oni panice i pesymizmowi, stopniowo, z wyczuciem ograniczali koszty, z determinacją szukali nowych odbiorców, walczyli o swoje miejsce na rynku. Efekt tych działań był taki, że produkcja przemysłowa zmalała, ale tylko o 3,2 proc., inwestycje prawie się nie zmieniły, eksport, liczony w cenach nominalnych, wzrósł o 2,9 proc. (liczony w euro niestety spadł), a sprzedaż detaliczna w kraju – o 4,3 proc. Niby niewiele, zwłaszcza jeśli porównać to z wynikami przedkryzysowego 2007 r., ale wystarczyło, żeby przetrwać najgorszy czas. Całą gospodarkę wyciągnął z opresji jednak przede wszystkim sektor usług i handel. To im zawdzięczamy zielony kolor Polski na gospodarczej, czerwonej, mapie Europy.