Może to sygnał, że rzeczywiście następuje jakiś rodzaj porozumienia między państwem a społeczeństwem. Że rodzi się kapitał społeczny, którego brak – jak ostrzegają socjologowie – staje się jedną z zasadniczych barier rozwoju. Kampania wyborcza, jej treść, będzie miała niewątpliwie ogromny wpływ na to, co z tą wezbraną falą emocji się stanie.
Na razie treści niewiele. Jak dotąd mamy politykę gestów i zajmowania pozycji wyjściowych. Na starcie najlepszy okazał się Jarosław Kaczyński. Cokolwiek powiedzieć o sposobie zbierania podpisów na fali współczucia po stracie brata, przy pomocy Kościoła czy związku Solidarność, liczba 1,7 mln głosów poparcia na wstępie jest imponująca. Nawet jeśli się nie przełoży na realne głosy wyborcze. Dla innych, zwłaszcza dla sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego, to prawie nokaut. Sztab PO może oczywiście liczyć, że dopiero teraz elektorat jej kandydata poczuje się zagrożony i pójdzie do wyborów, ale jednak siła psychologicznego oddziaływania takiej liczby podpisów jest znacząca.
Można zakładać, że w kolejnych sondażach przedwyborczych Kaczyński będzie zyskiwał, bo prowadzi zręczną kampanię. Ten polityk, cieszący się najmniejszym społecznym zaufaniem, bardzo potrzebował zmiany wizerunku – z politycznego samotnika, oddanego wyłącznie bratu, zimnego gracza, którego specjalnością stało się dzielenie i prowokowanie konfliktów, w kogoś ciepłego, rodzinnego, łagodnego.