Archiwum Polityki

Rosjanin w Meksyku

●●●●○○
Historia powstawania filmu „Niech żyje Meksyk!” zasługiwałaby na film. Jego bohaterem byłby reżyser Siergiej Eisenstein, twórca m.in. słynnego „Pancernika Potiomkina” (1925), ulubieniec (choć tylko do czasu) władzy radzieckiej, wciąż uważany za jednego z najbardziej zasłużonych twórców w historii kina. Jego sława szybko dotarła do Hollywood, gdzie zresztą w owych czasach mieli spore wpływy także ludzie o lewicowych poglądach. W 1930 r. Eisenstein wraz ze swym operatorem Edwardem Tisse i asystentem Grigorijem Aleksandrowem wyjeżdżają na podbój Ameryki, ale na miejscu szybko przekonują się, że nie będzie to łatwe. Zamiast w studiach holly-woodzkich, będą kręcić w Meksyku; film zatytułowany w oryginale „Que viva Mexico!” miał być hołdem złożonym niezwykłemu krajowi, wraz z jego burzliwą historią, także tą niedawną (rewolucja 1910 r.). Niestety, zabrakło środków na ukończenie zdjęć, Eisenstein nie zdążył nawet zmontować nakręconych materiałów, ponieważ Stalin wzywał go już do Moskwy. Co zatem oglądamy dzisiaj na płycie DVD? Jest to powstała w 1979 r. i trwająca 87 minut rekonstrukcja filmu wymyślonego w najdrobniejszych szczegółach przez samego Eisensteina. Całość dzieli się na rozdziały opatrzone tytułami i komentarzem reżysera. Tego filmu nie trzeba jednak słuchać, wystarczy go oglądać. Podziw budzą mistrzowskie zdjęcia Edwarda Tisse, zwłaszcza sekwencje pokazujące codzienne życie i obyczaje Meksyku (m.in. corrida, misterium wielkanocne, ludyczna ceremonia ku czci zmarłych). Eisenstein chciał skomponować wielką filmową symfonię o Meksyku, niestety, powstało jedynie niespełnione arcydzieło.

Zdzisław Pietrasik

Polityka 20.2010 (2756) z dnia 15.05.2010; Kultura; s. 48
Reklama