W tym kontekście naprawdę trudno się dziwić tym rodzinom ofiar, które w otwartym liście poprosiły o unikanie wyssanych z palca hipotez, doszukiwanie się mordu bez żadnych dowodów, a nawet poszlak. Pisaliśmy już trzy tygodnie temu, że właśnie dla bliskich mnożenie takich niedorzeczności jest najbardziej bolesne, że szacunek dla nich nakazuje w tej kwestii wielką powściągliwość. Ale nie wytrzymał nawet, podejrzewany wcześniej o kindersztubę, poseł PiS Paweł Poncyljusz, sugerując, że autorami wspomnianego listu kierowały polityczne intencje. Co prawda potem przeprosił.
Trwa spór, czy i kto wykorzystuje tragedię smoleńską. Platforma irytuje się podkreślaniem żałoby przez polityków PiS, wymuszaniem swoistego immunitetu. To zarzut tyleż nietrafny, co nieskuteczny; nie da się nikomu zabronić noszenia czerni. Żałoba nigdy nie jest wprost polityczna. Można za to sformułować zarzut znacznie poważniejszy – o to, że środowisko wokół PiS upolitycznia samą katastrofę, pokazuje ją jako efekt upadku państwa, zaniedbań konkretnie tylko tej obecnej władzy, uległości wobec Rosji czy wreszcie jako skutek zdradzieckiego zamachu.