Archiwum Polityki

Na prawo patrz!

100 tys. dol. odszkodowania dostali dwaj polscy żołnierze postrzeleni w sierpniu 2006 r. w Iraku przez pijanego amerykańskiego żołnierza. Tego finału by nie było, gdyby sprawy nie opisała POLITYKA (40/08), nie pociągnęła Helsińska Fundacja Praw Człowieka, a mecenas Ewa Don-Siemion mistrzowsko nie poprowadziła. Ku ogólnemu zaskoczeniu strony polskiej Amerykanie odszkodowanie wypłacili, mimo że sprawa formalnie uległa przedawnieniu. Na dodatek żołnierze dostali maksymalną kwotę przewidzianą w takich sytuacjach. – Przy okazji prowadzenia tej sprawy przekonałam się, że polska armia, która wysyła swoich żołnierzy na misje zagraniczne, nie daje im żadnego wsparcia prawnego – mówi mecenas Ewa Don-Siemion.

Jeszcze ostrzej sytuację oceniają prawnicy z Helsińskiej Fundacji. – Wojsko ma własne sądy, prokuraturę. Ale na potrzeby żołnierza w kłopotach nie ma nawet jednego prawnika. Tworząc armię zawodową, można było takie rozwiązania zaplanować. Nie zrobiono tego. Odbyliśmy spotkanie z departamentem prawnym MON na ten temat. Było to 9 miesięcy temu. Do dziś nic się nie zmieniło – mówi dr Adam Bodnar, szef działu prawnego Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Według danych MON, w ministerstwie i armii pracuje 190 prawników. – W sytuacji sporu prawnego żołnierze mogą zabiegać o ich pomoc. Jednak kiedy żołnierz stoi w sporze prawnym z armią, nie możemy mu jej zapewnić – mówi Janusz Sejmej, rzecznik MON. Jedyny znany rzecznikowi przypadek, kiedy armia zapłaciła za prawnika żołnierzom oskarżonym przez wojskową prokuraturę, to sprawa z Nangar Khel. (jull)

Polityka 21.2010 (2757) z dnia 22.05.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 7
Reklama