Tempo, w jakim sformowano gabinet, oraz pełna konkretów umowa koalicyjna mogą imponować politykom kontynentalnym, przywykłym do ciągnących się nieraz tygodniami powyborczych targów. Priorytetem nowego rządu jest, oczywiście, gospodarka, redukcja długu publicznego i bezrobocia, a także edukacja i reforma systemu wyborczego (chyba nie do uniknięcia w tej czy innej postaci: liberałowie dostali 23 proc. głosów, a zaledwie 9 proc. mandatów). Ale ledwie rząd powstał, a media już spekulują, kiedy upadnie. Prawda, że ma on w obu partiach silną opozycję wewnętrzną, ale na razie Dave i Nick wydają się szczerze zdeterminowani do współpracy przez całą kadencję.
Przeciwnicy koalicji podkreślają wielkie różnice dzielące obie partie przed wyborami. No tak, ale po wyborach przytemperował je pragmatyzm. Premier Cameron będzie potrzebował wicepremiera Clegga nie tylko do ewentualnego zastępstwa w odpieraniu ataków lewicowej opozycji w parlamencie. Liberalni demokraci przydadzą mu się także w osłabianiu prawicowego skrzydła konserwatystów – antyeuropejskiego, niechętnego reformom, homofobicznego. Wcale niewykluczone, że ten rząd nie tylko będzie trwał, ale też zmieniał społecznie Wielką Brytanię i ostatecznie zakończy epokę thatcherowską w polityce brytyjskiej.