Archiwum Polityki

Kura w garnku

14 maja minęła czterechsetna rocznica śmierci króla Francji i Nawarry Henryka IV. Ach, cóż to był za król!

Zginął od dwóch ciosów sztyletu zadanych mu przez rozfanatyzowanego mnicha François Ravaillaca. W wąskiej uliczce de la Ferronerie, w której powóz mieścił się z trudem, część eskorty cofnęła się, część wysunęła do przodu, odsłaniając boki. Wykorzystał to Ravaillac i wskoczył na próg karety... Wnikliwe i twarde śledztwo wykazało (dla prawdziwych Polaków, wierzących w spisek bardziej nawet niż w Najjaśniejszą Panienkę, królową Polski, byłoby to nie do przyjęcia), że Ravaillac działał sam. Czym innym jest jednak brak bezpośrednich wspólników, a czym innym presja ideologiczna, która popchnęła go do czynu. Mordując króla realizował Ravaillac hasła i marzenia ortodoksyjnego obozu katolickiego. Za co go tak nienawidzili?

Dwukrotnie żonaty miał sobie Henryk IV za nic (podobnie zresztą jak jego połowice) szóste przykazanie. Historycy starają się do dzisiaj ustalić listę jego kochanek. Powstały na ten temat setki prac, co nie dorasta nadal do liczby jego nieślubnych związków. Tradycja francuska włożyła mu w usta takie oto wyznanie na temat swojego przyrodzenia: „Do czterdziestego roku życia myślałem, że to kość”. Inni silą się na politykę historyczną, on uprawiał seksualną. Bo przecież jego przygodom miłosnym jakże często przyświecał interes państwa. Osłabić przeciwnika od strony alkowy, w której niemało da się załatwić, mniejsze to na pewno zło niż wysyłanie żołnierzy na krwawe i zawsze niepewne jatki.

Zmieniał wyznanie sześć razy. Niektórzy widzą w tym cynizm, powołując się na sławetne „Paryż wart jest mszy”. Jan Baszkiewicz jest łaskawszy i chyba bliższy prawdy: „Sądził najwyraźniej, że w kwestii zbawienia duszy starczy być przyzwoitym chrześcijaninem, natomiast sposób okazywania czci Bogu łacińskim hymnem czy przetłumaczonym na francuski psalmem – to już sprawa drugorzędna.

Polityka 21.2010 (2757) z dnia 22.05.2010; Stomma; s. 97
Reklama