Tajną bronią Grzegorza Napieralskiego w wyborach ma być jego własna żona, którą w Internecie porównano do Carli Bruni, co sztabowcy SLD postanowili wykorzystać w kampanii. Prof. Kazimierz Kik nie zachwyca się pomysłem: „Z SLD robi się kabaret. Najpierw Napieralski miał być Zapatero, teraz jego żona ma być Carlą Bruni... Ktokolwiek stanąłby za przewodniczącym SLD, babcia czy prababcia, to i tak mu nie pomoże”.
Napieralskiemu nie daje też najmniejszych szans Tomasz Nałęcz i ogłasza, że w pierwszej rundzie poprze Komorowskiego. Marek Wikiński, szef sztabu wyborczego lidera SLD, nie rozpacza z tego powodu: „Poparcie żmii Tomasza Nałęcza źle wróży kandydatowi Platformy. Nałęcz w 2005 r. najpierw wspierał Marka Borowskiego, po czym przeszedł do sztabu wyborczego Włodzimierza Cimoszewicza. A przypomnę, że Cimoszewicz nie dotrwał nawet do pierwszej tury wyborów”.
Na pytanie, czy w szeregach SLD był lepszy kandydat na prezydenta niż Napieralski, zmuszony był odpowiedzieć były przewodniczący Sojuszu Krzysztof Janik. Była to jednak odpowiedź wymijająca: „W tej sprawie milczę we wszystkich znanych mi językach”.
Eryk Mistewicz, autor wydanej niedawno książki „Anatomia władzy”, przewiduje w „Rzeczpospolitej”: „Komitety honorowe, żony i dzieci kandydatów, baloniki i objazdy po kraju, oficjalne strony internetowe, a nawet debaty przedwyborcze kandydatów – w tej akurat kampanii straciły na ważności.