Fakt, że generał Cieniuch w ogóle dotrwał w armii do 59 roku życia, to jakiś cud. Tak się składa, że dwie z trzech podyplomowych uczelni wojskowych, na których studiował, mieściły się w Moskwie. Kiedy ministrem obrony narodowej był Aleksander Szczygło, ukończenie jednej radzieckiej uczelni już było wyrokiem. Między innymi z tego powodu Aleksander Szczygło pozbył się z wojska 49 generałów, choć rządził tylko dziewięć miesięcy. Generał Cieniuch z pewnością byłby 50, gdyby nie fakt, że wcześniej został oddelegowany do struktur NATO. Pozycja polskiego przedstawiciela wojskowego przy komitetach NATO i UE w Brukseli pozwoliła mu przetrwać największą zawieruchę kadrową.
Ale gdy wrócił z Brukseli, nie bardzo było wiadomo, co z nim zrobić, bo BBN blokowało jego awans. Byłego dowódcy dywizji i zastępcy szefa Sztabu Generalnego i przedstawiciela przy NATO, ze świetnymi rekomendacjami, nie można było tak po prostu zwolnić. W imię kompromisu szef resortu Bogdan Klich zaproponował mu stanowisko radcy ministra obrony narodowej. Okazało się, że była to jedna z najbardziej dalekowzrocznych decyzji ministra Klicha. Już kilka godzin po tragedii pod Smoleńskiem dokonano błyskawicznego przeglądu kadr. – W przypadku tego stanowiska nie dało się nawet mówić o kadrowej ławce. Właściwie okazało się, że mamy tylko krzesło – mówi osoba znająca kadrowe kulisy. W porozumieniu z marszałkiem Bronisławem Komorowskim ustalono, że najlepszym kandydatem na szefa Sztabu Generalnego jest właśnie generał Cieniuch.