Archiwum Polityki

Generalska mobilizacja

Po tragicznej śmierci najważniejszych dowódców w armii musiała się dokonać zmiana kadrowa.
Cztery miesiące temu generał Mieczysław Cieniuch porządkował swoje sprawy, szykując się do przejścia na emeryturę. Cztery tygodnie temu gen. Cieniuch został głównym kandydatem na szefa Sztabu Generalnego, a w ubiegłym tygodniu odebrał nominację z rąk p.o. prezydenta.

Fakt, że generał Cieniuch w ogóle dotrwał w armii do 59 roku życia, to jakiś cud. Tak się składa, że dwie z trzech podyplomowych uczelni wojskowych, na których studiował, mieściły się w Moskwie. Kiedy ministrem obrony narodowej był Aleksander Szczygło, ukończenie jednej radzieckiej uczelni już było wyrokiem. Między innymi z tego powodu Aleksander Szczygło pozbył się z wojska 49 generałów, choć rządził tylko dziewięć miesięcy. Generał Cieniuch z pewnością byłby 50, gdyby nie fakt, że wcześniej został oddelegowany do struktur NATO. Pozycja polskiego przedstawiciela wojskowego przy komitetach NATO i UE w Brukseli pozwoliła mu przetrwać największą zawieruchę kadrową.

Ale gdy wrócił z Brukseli, nie bardzo było wiadomo, co z nim zrobić, bo BBN blokowało jego awans. Byłego dowódcy dywizji i zastępcy szefa Sztabu Generalnego i przedstawiciela przy NATO, ze świetnymi rekomendacjami, nie można było tak po prostu zwolnić. W imię kompromisu szef resortu Bogdan Klich zaproponował mu stanowisko radcy ministra obrony narodowej. Okazało się, że była to jedna z najbardziej dalekowzrocznych decyzji ministra Klicha. Już kilka godzin po tragedii pod Smoleńskiem dokonano błyskawicznego przeglądu kadr. – W przypadku tego stanowiska nie dało się nawet mówić o kadrowej ławce. Właściwie okazało się, że mamy tylko krzesło – mówi osoba znająca kadrowe kulisy. W porozumieniu z marszałkiem Bronisławem Komorowskim ustalono, że najlepszym kandydatem na szefa Sztabu Generalnego jest właśnie generał Cieniuch.

Polityka 22.2010 (2758) z dnia 29.05.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 9
Reklama