Archiwum Polityki

Smutek anegdot

Smutek anegdot” to tytuł książki Krzysztofa Kwaśniewskiego (wyd. Sens, Poznań 2010). Nic bardziej nie myli niż cytaty zamieszczone na tylnej tej książki okładce. Nie jest to bowiem analiza polskich anegdot o innych, acz jest i taki rozdział, wypełniony wicami, które dziwnie mało samego autora już śmieszą. Przede wszystkim jest to pamiętnik, a może wynalazł Krzysztof Kwaśniewski nowy gatunek literacki: biografię dygresyjną.

Kwaśniewski urodził się w Gnieźnie, mieszka w Poznaniu, jest więc Wielkopolaninem z krwi i kości. Szmat życia spędził w Galicji. Zafascynował się Śląskiem. Wciąż daleko od moich stron. Legenda rodzinna Stommów wywodzi się z Litwy, ze Żmudzi, z Laudy. Marszałek Piłsudski to zapewne polityk, ale przede wszystkim krajan, ktoś, kto wspominał wciąż z nostalgią te pagórki leśne, te łąki zielone „szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnione”. „Smutek anegdot” uprzytomnił mi, jak bardzo to chwilami zmienia spojrzenie na świat.

Biografia Kwaśniewskiego jest dla mnie właściwie egzotyczna. W pewnym momencie pisze on, że nie rozumie siły litewskich uprzedzeń do Polaków. Sentymentów, które ja akurat rozumiem doskonale. Chłopi litewscy lubili mojego dziadka, gdyż był on jedynym, powtarzam, jedynym Polakiem w okolicy, który znał chociaż parę litewskich słów na krzyż. Uczono się w dworkach na Litwie francuskiego, angielskiego, przeważnie znano rosyjski... Ale litewski!? To było quantité négligeable. Dwa światy – ten wyższy: polski, i niższy: litewski – żyły obok siebie wzajemnie nieprzemakalne. Kwaśniewski cytuje mnogość śląskich powiedzeń i legend. Polacy na Litwie nie mieli pojęcia o swoistej kulturze swoich sąsiadów. I to miało nie wzbudzić litewskich resentymentów?

Badania terenowe prowadziłem później wzdłuż wschodniej granicy i na Mazowszu.

Polityka 22.2010 (2758) z dnia 29.05.2010; Stomma; s. 105
Reklama