Archiwum Polityki

Świetny kandydat, ale bezpartyjny

Wprawdzie liderzy wszystkich partii jednogłośnie stwierdzili, że Marek Belka – wskazany przez Bronisława Komorowskiego, pełniącego obowiązki prezydenta – jest najlepszym kandydatem na prezesa Narodowego Banku Polskiego, ale to jeszcze nie znaczy, że na pewno nim zostanie. Wynik głosowania będzie zależeć od kalkulacji politycznych, głównie SLD.

Jakim byłby prezesem? Z pewnością niezależnym. Bankowi centralnemu nie grozi, że stanie się przyczółkiem politycznym jakiejkolwiek partii.

Belka był dwukrotnie ministrem finansów, raz nawet premierem rządu SLD, mieliśmy więc okazję poznać jego poglądy na gospodarkę. W 2001 r. , będąc doradcą ekonomicznym prezydenta Kwaśniewskiego, ostro wypowiedział się na temat polityki pieniężnej prowadzonej przez Leszka Balcerowicza, ówczesnego szefa NBP. Użył nawet sformułowania, że Balcerowicz zamknął się w wieży z kości słoniowej i nie dostrzega rzeczywistości. Chodziło mu o to, że Rada Polityki Pieniężnej, podnosząc stopy procentowe, schładza gospodarkę, hamując tak potrzebny wzrost.

Belka krytykował wtedy politykę jastrzębi, ale to nie znaczy, że jako prezes NBP pozwoli się zaliczyć do gołębi, czyli zwolenników rozluźnionej polityki monetarnej. Zawsze był zwolennikiem dyscyplinowania finansów publicznych, by nie dopuścić do nadmiernego zadłużania się państwa (słynna kotwica Belki). Jako premier wspierał pakiet Hausnera, wicepremiera w jego rządzie. Była to ostatnia próba przeprowadzenia prawdziwej reformy finansów publicznych. Niewiele z tego wyszło, ponieważ od własnego rządu odcięło się SLD, jego zaplecze polityczne, a sam premier wsparł (na chwilę) nową Partię Demokratyczną, przechodząc w ten sposób do opozycji. To dlatego Belka, choć związany z lewicą, jest dla aparatu SLD tak trudny do zaakceptowania.

Polityka 23.2010 (2759) z dnia 05.06.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 6
Reklama