Aby zapobiec takim sytuacjom, sympatycy PiS organizują się, aby w każdej komisji wyborczej mieć swojego męża zaufania. Poszukiwani są ci, którzy, jak pisze poziomka, „mają czujne i bystre oczy – nie każde sie nadadzą”. Siła i Honor radzi, aby „komisję obserwować bez przerwy i do końca nawet bez przysłowiowego siusiu”. W biurach PiS są organizowane specjalne szkolenia, na których mężowie zaufania dowiedzą się, na co zwracać szczególną uwagę. Każda partia może delegować do komisji swojego męża zaufania. Landi, która ma doświadczenie w pracy przy wyborach, zaleca, aby „przed liczeniem kart przewodniczący pozabierał długopisy członkom komisji, aby nikt niczego nie dopisał”. Anarasa przypomina słowa Tuska: „zrobię wszystko, żeby Komorowski wygrał”. Sympatycy PiS chyba zbyt dosłownie zrozumieli premiera. (Dąb.)