Archiwum Polityki

Węgry się chwieją

Nowy rząd w Budapeszcie wystraszył rynki finansowe. W czwartek wiceprzewodniczący partii Fidesz, zwycięzcy kwietniowych wyborów, powiedział, że Węgry „mają niewielką szansę uniknąć greckiego scenariusza”, a dzień później rzecznik premiera Viktora Orbána ogłosił, że mówienie o ewentualnej niewypłacalności państwa „nie jest wcale przesadą”. Inwestorzy zareagowali błyskawicznie: koszt ubezpieczenia węgierskich obligacji poszedł w górę, forint spadł do najniższego poziomu od roku, w dół poszybowały też giełdy w całej Europie Środkowej.

Według ekonomistów, nie ma podstaw do tak dramatycznych ocen, a niedoświadczona ekipa rządowa zaliczyła wpadkę komunikacyjną. W przeciwnym razie możliwości są dwie: albo Fidesz chciał pognębić opozycję, dowodząc, że odziedziczył po niej fatalną sytuację gospodarczą, albo rzeczywiście odkrył, że finanse publiczne są w gorszym stanie, niż twierdził poprzedni rząd. Tutaj między Węgrami a Grecją zachodzi pewne podobieństwo: kłopoty węgierskich socjalistów zaczęły się od fałszowania statystyk przez premiera Ferenca Gyurcsanya, a grecki kryzys wybuchł po odkryciu podobnych praktyk w Atenach.

Węgry od dwóch lat żyją na garnuszku Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Unii Europejskiej, mimo to wciąż nie wydobyły się z kryzysu gospodarczego. Gospodarka skurczyła się w ubiegłym roku o 6,3 proc., państwo jest zadłużone na78 proc. PKB, a deficyt sektora finansów publicznych wyniósł w 2009 r. 4 proc.

O kryzysie wypłacalności państw – czytaj s. 44.

Polityka 24.2010 (2760) z dnia 12.06.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 10
Reklama