Paweł Goźliński – szef działu reportażu „Gazety Wyborczej”, jednocześnie wykładowca romantyzmu w warszawskiej Akademii Teatralnej, a w czasie wolnym fan kryminałów – połączył swoje pasje. Efektem jest „Jul” – kryminał, z akcją osadzoną w Paryżu 1845 r. w środowisku polskiej emigracji popowstaniowej. Gdzieś na horyzoncie majaczą sylwetki wielkich: Mickiewicza, Słowackiego, jest i Towiański – dla jednych Mistrz, dla innych hochsztapler. Głównymi bohaterami są jednak osoby zdecydowanie mniej sławne. To grupka polskich oficerów, którzy choć pełni mesjanistycznej retoryki, to jednak na co dzień zajmują się głównie hazardem, dziwkami, łapaniem lub leczeniem syfilisu i donoszeniem agentom rosyjskim bądź francuskim. Kiedy w tym światku pojawia się seryjny morderca, to i on musi być jednym z nich, musi być takim właśnie konglomeratem wzniosłości i podłości, sacrum i profanum, szaleństwa i metody. Jego tropem ruszy kolejny polski szaleniec – Adam Podhorecki (postać obdarzona życiorysem Wincentego Migurskiego) – zesłaniec, który próbował wrócić do ojczyzny pod podłogą powozu, którym jego żona wiozła trumnę wypełnioną truchłami ich dzieci. Jednocześnie kierowany lojalnością wobec króla Polski, którym był przecież car, zdrajca towarzyszy konspiracji. W Paryżu – żywy trup, sypiający w trumnie. Podziw budzi erudycja autora. Daje do myślenia zderzenie rodzącej się na oczach naszych emigrantów nowoczesności (francuska giełda, przemysł, kultura masowa) z ich anachronicznym myśleniem, demonami, mistyką, sporami ideowymi. Kryminał Goźlińskiego jest w istocie portretem ciemnej strony naszego największego narodowego mitu, może i rodzajem egzorcyzmu.