Archiwum Polityki

Wygrał wybory, nie chce być premierem

45 proc. głosów zebrały łącznie flamandzkie partie narodowe w niedzielnych wyborach parlamentarnych w Belgii. Najwięcej w skali kraju – 28,3 proc. – zdobył Nowy Sojusz Flamandzki (NVA), otwarcie wzywający do secesji Flandrii. NVA pokonał rządzących dotychczas chrześcijańskich demokratów (CD&V), zaraz za nimi znalazł się skrajnie prawicowy Vlaams Belang z 13 proc. głosów. Flamandowie stanowią 60 proc. ludności kraju, ich partie mają większość w belgijskim parlamencie federalnym.

Zanim ogłoszą niepodległość, nacjonaliści z Flandrii muszą spróbować utworzyć rząd ze zwycięzcami z Walonii. A to nie będzie łatwe – we francuskojęzycznej części kraju wygrali bowiem socjaliści, opowiadający się nie tylko za jednością Belgii, ale także za utrzymaniem transferów socjalnych z Flandrii do Walonii. Bart de Wever z NVA nie chce być premierem państwa, którego istnienie kwestionuje, nie jest więc wykluczone, że po raz pierwszy od 1963 r. szefem rządu zostanie frankofon, lider socjalistów Elio di Rupo.

Pytanie tylko, na jak długo. Poprzedni premier Yves Leterme składał dymisję osiem razy w ciągu trzech lat, nie będąc w stanie zbudować stabilnej koalicji.

Polityka 25.2010 (2761) z dnia 19.06.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 6
Reklama