Niezbyt udany sezon w Teatrze Narodowym kończy zupełnie nieudana inscenizacja „Elektrycznego parkietu” Endy’ego Walsha w reż. Andrzeja Domalika. Wydaje się, że jedynym powodem sięgnięcia po słabą sztukę Irlandczyka był fakt, że przynosi ona trzy duże role dla dojrzałych aktorek, co wciąż w teatrze jest towarem deficytowym. Rzecz dzieje się w latach 80. w irlandzkiej wiosce. Trzydzieści lat wcześniej dwie siostry przeżyły traumę. Zakochały się pierwszą miłością w tej samej prowincjonalnej gwieździe raczkującego wtedy rock&rolla, umówiły na randki i jedna nakryła drugą w ramionach ukochanego.
Polityka
25.2010
(2761) z dnia 19.06.2010;
Kultura;
s. 47