Archiwum Polityki

Pierwsze kopnięcia

Na spotkania, które ogląda się z sercem w gardle, trzeba jeszcze poczekać. Zresztą afrykański mundial nie jest niechlubnym wyjątkiem, bo pierwsze mecze w grupach często przypominają partie szachów – goli nie ma wiele, liczy się przede wszystkim, żeby nie stracić. Trzeba było dopiero meczu Argentyny z Nigerią, by z najciekawszych akcji ułożyć dwuminutowy teledysk, który może na razie uchodzić za reklamę futbolu na turnieju. Potem Niemcy dali popis skuteczności, ale Australijczycy wyszli jak na ścięcie, więc na opinie o jakości niemieckiej reprezentacji jest za wcześnie. Widać za to, że Niemcom służy kosmopolityzm, bo odkąd drzwi kadry otwarto dla każdego piłkarza, bez względu na miejsce urodzenia, pochodzenie rodziców i kolor skóry, drużyna narodowa potrafi grać porywająco.

Niezadowoleni są Anglicy, tym bardziej że mają zaskakująco mało argumentów na korzyść swojego zespołu. Za stratę punktów z Amerykanami łatwo obarczyć bramkarza Roberta Greena, ale jeśli w ośmiu czołowych klubach ostatniego sezonu ligi angielskiej bronią obcokrajowcy – o czymś to świadczy. Ci, którzy rolę czarnego konia mistrzostw przeznaczyli dla Amerykanów, wykazali się znajomością tematu. Niezależnie od tego, co piłkarze z USA zdziałają na turnieju, potwierdzili opinię o sportowcach zza oceanu – są zdolni, szybko się uczą, i nie ma takiego rywala, przed którym padliby na kolana. O ile są przesłanki, by przyszłość Amerykanów malować na różowo, to chyba nic już nie uratuje Greków, mistrzów Europy sprzed 6 lat. Znów grają przewidywalnie, bojaźliwie, schemat goni schemat. Może uda im się chociaż strzelić pierwszą w historii swoich występów na mundialu bramkę, ale nie takiego pocieszenia oczekiwali rodacy, obolali po ostatnim kryzysie finansowym.

Polityka 25.2010 (2761) z dnia 19.06.2010; Ludzie i obyczaje; s. 92
Reklama