Archiwum Polityki

Róża i tulipany

Kirgistan trzeszczy w szwach. Nad krajem próbuje zapanować Roza Otunbajewa, pierwsza pani prezydent w zdominowanej przez mężczyzn Azji Środkowej. To paradoks, ale kciuki za nią trzymają i Rosja, i Ameryka.
Ma 59 lat, dwójkę dzieci, magisterium z filozofii, opinię niezłomnej obrończyni demokracji i trudne zadanie do wykonania – to od niej zależy, czy państwo balansujące na krawędzi kryzysu humanitarnego i wojny domowej wyjdzie na prostą. Roza Otunbajewa lubi mówić, że jej ojczyzna mogłaby być Szwajcarią Azji Środkowej, przede wszystkim ze względu na góry, dziewiczą przyrodę i związany z nią potencjał turystyczny. Góry są w Kirgistanie nawet wyższe, strzeliste szczyty Tien-Szanu niewiele ustępują Himalajom, widoki są równie piękne, tu też narciarze mogliby szusować po stokach, jednak póki co kraj coraz bardziej pogrąża się w anarchii.

Uwaga na grabie

W kwietniu mieszkańcy stołecznego Biszkeku pod wodzą Otunbajewej przepędzili jej poprzednika, prezydenta Kurmanbeka Bakijewa. Wiosenny zamach stanu na nowo rozniecił konflikt bogatszej północy z biedniejszym i niespokojnym południem, bastionem zwolenników Bakijewa. Na dodatek w połowie czerwca doszło tam do regularnych polowań na uzbecką mniejszość (choć ucierpiało także wielu Kirgizów i miejscowych Rosjan).

Otunbajewa próbowała zatrzymać falę pogromów, jednak ani wprowadzenie stanu wyjątkowego, ani wysłanie dodatkowych oddziałów sił porządkowych do Oszu i Dżalalabadu, dwóch największych miast południa, nie zapobiegło rzezi kilkuset Uzbeków. Niektóre szacunki mówią wręcz o tysiącach ofiar rozochoconej tłuszczy, która uzbrojona w broń zrabowaną z jednostek wojskowych przez kilka czerwcowych dni napadała i grabiła uzbeckich sąsiadów. Nie oszczędziła nie tylko domów, sklepów, firm i kawiarń, ale całych uzbeckich dzielnic, splądrowała filharmonię, studio telewizyjne i uzbecki teatr. Ponad 300 tys. kirgiskich Uzbeków opuściło swe domy, a 80 tys.

Polityka 26.2010 (2762) z dnia 26.06.2010; Świat; s. 80
Reklama