Już dawno zrezygnowałem z foie gras. Delektując się tym smakołykiem cały czas miałem przed oczyma widok dręczonej gęsi, której przez pękający przełyk wpychano kukurydzę. Poparłem więc ideę wprowadzenia w Polsce ustawowego zakazu hodowli gęsi na stłuszczone wątroby.
Teraz w kinach, telewizji i nawet w programach kulinarnych indoktrynuje się mnie widokiem kurcząt w okrutny sposób pozbawianych piór, a potem życia. To ja – nie kupując piersi kurczaka, gdy mam apetyt na de volaille – mam powstrzymać bezmyślnych i okrutnych hodowców oraz rzeźników.
No i wreszcie dziczyzna. Widok płaczących postrzelonych sarenek, rozpaczliwy krzyk umierających zajęcy i – przede wszystkim – małych, a prześlicznych ptasząt, jak przepiórki czy kuropatwy, uciekających przed dyszącymi żądzą mordu myśliwymi, zostawił w moim umyśle nieodwracalne ślady.
Pomyślałem więc, że przejdę na dietę jarską. Ale – uświadomiłem sobie chwilę potem – że sałata, rzodkiewka, szparagi i inne warzywa uprawiane w szklarniach też zużywają energię elektryczną.