1. Nagminne kaleczenie nieszczęsnego języka polskiego. Pisałem już kiedyś o nieistniejącym w polszczyźnie czasowniku „zagłosować”. Używali go wszyscy kandydaci. Tymczasem „zagłosuję” to błąd i językowy koszmarek. Nie „zagłosuję”, ale „będę głosował”, „oddam głos”, ewentualnie „wezmę udział w głosowaniu”; podobnie nie „zagłosowałem”, ale „oddałem głos” itd. Pojawił się wyraz „celebryta”. Sądziłem początkowo, że jest to słowo twór pejoratywny, mający przywołać skojarzenie z troglodytą. Tymczasem nic z tego. Chodzi po prostu o sławnego człowieka. Jeśli jednak chodzi po prostu o sławnego człowieka, to dlaczego kandydat nie powie po prostu „sławny człowiek”. Kandydat Kaczyński oświadczył, że „nie ma dwóch Polsk”. I rzeczywiście nie ma. Można by na przykład powiedzieć: „Nie istnieją dwie Polski”, „Polska nie dzieli się na dwie części” etc. Nie wspomnę już o „tragicznej tragedii”, „służebnej służbie” itp. Najdziwniejsze, że popełniają kandydaci te same błędy mówiąc ŕ vista, jak i deklamując przygotowane przez sztaby wyborcze przemówienia. Czyżby z milionów wyrzucanych na kampanię nie mogła skapnąć chuda koperta dla bezrobotnego adiustatora?
2. Mantry. Panuje w tym sezonie moda na „połączonych w żałobie”, czyli „wspólnymi siłami”, „kochajmy się”.