Wybrany dopiero w trzecim głosowaniu 51-letni
Christian Wulff (na fot. z żoną Bettiną), prawnik z wykształcenia, jest najmłodszym prezydentem Republiki Federalnej i dopiero drugim katolikiem na tym stanowisku. Wcześnie zaczynał: już w gimnazjum wstąpił do chadeckiej młodzieżówki, jej przewodniczącym został w wieku 19 lat, a mając 33 lata był już szefem chadeckiej opozycji w Dolnej Saksonii. Premierem landu został w 2003 r. Należy do polityków pokolenia ’89, których nie naznaczyła wojna ani rewolta młodzieżowa 1968 r., za to chętnie obnoszą się ze swym oświeconym konserwatyzmem i stonowanym, choć wyraźnym patriotyzmem. Uchodzi za polityka unikającego kontrowersji i bardzo uważającego na sondaże. Jest ujmujący w obejściu, ale chłodny w politycznych kalkulacjach. Zarzucano mu pewną bezbarwność. Jednak w czasach Kohla nie zabrakło mu odwagi, by skrytykować „skostniałe struktury” CDU. A jako jeden z pierwszych premierów powołał muzułmankę na ministra.
W sprawach międzynarodowych nowy prezydent nie ma większego doświadczenia. Nie zna też dobrze języków obcych. Niemniej w sprawach polsko-niemieckich dowiódł o wiele większej empatii niż jego kontrkandydat na stanowisko prezydenta Joachim Gauck. W sporze wokół berlińskiego „widocznego znaku”, czyli formy upamiętnienia wypędzeń, zachowywał wyraźny dystans. Należy też do zarządu berlińskiej Fundacji im. Frei von Moltke, wspierającej Krzyżową, europejskie miejsce spotkań młodzieży. Jako prezydent federalny z pewnością nie będzie szukał takiego dystansu do polityki jak poprzednik Horst Köhler. Czy Christian Wulff potrafi stać się europejskim sumieniem nowych Niemiec, tak jak nim byli Gustav Heinemann i Richard von Weizsäcker, to się dopiero okaże.
Polityka
28.2010
(2764) z dnia 10.07.2010;
Flesz. Ludzie i wydarzenia;
s. 8