Archiwum Polityki

Futbol się obronił

Finał był brzydki, przede wszystkim za sprawą Holendrów, którzy uznali, że dla powstrzymania Hiszpanów warto użyć każdego sposobu, z ciosami kung-fu włącznie. Może to jest jednak ostateczny dowód wielkości nowych mistrzów świata. Nie da się ich pokonać środkami konwencjonalnymi. Punktem odniesienia dla rywali stali się już dwa lata temu, gdy zdobywali mistrzostwo Europy. Teraz tylko utwierdzili świat w przekonaniu, że mają patent na sukces.

Mundial w RPA potwierdził, że w futbolu nie ma już miejsca na wielką improwizację. Drużyny pełne artystów, ale skrzykiwane w pośpiechu, a potem prowadzone bez ładu i składu kończyły w konwulsjach, jak Argentyna. Wygrywają ci, za którymi stoi system i drobiazgowy plan rozpisany na lata. Hiszpania jest silna piłkarzami Barcelony z akademii La Masia, fabryki talentów wychowywanych na mistrzów. Niemcy po kompromitacji na Euro 2000 też doszli do wniosku, że jedynym ratunkiem jest praca u podstaw i miliony na szkolenie młodzieży. Na mundialu stworzyli mieszankę niemieckiej precyzji z latynoskim temperamentem i porwali za sobą kibiców. Holendrzy są słusznie dumni z własnego etosu pracy z młodzieżą i jeśli nie udaje im się zatrzymać u siebie piłkarzy, to tylko dlatego, że ich liga jest słabsza od niemieckiej, hiszpańskiej czy angielskiej. Kto zaczyna i kończy na budowie boisk, temu świat ucieka.

Dobrą wiadomością dla kibica jest nie tylko pokonanie w finale makiawelicznej odmiany futbolu, ale również przypomnienie, dzięki Urugwajowi, że umiejętności w parze z pasją przenoszą góry. Jeszcze ważniejsze może być jednak to, co urodzi się na poczuciu krzywdy, z którą wyjeżdżały z RPA drużyny Meksyku, Paragwaju i Anglii.

Polityka 29.2010 (2765) z dnia 17.07.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 10
Reklama