Archiwum Polityki

Wybory Kościoła

Polityczna nadpobudliwość Kościoła w i po kampanii prezydenckiej – to poważny problem dla polskiego katolicyzmu i naszej demokracji.
Z wyborów prezydenckich Kościół wychodzi przegrany – jak PiS. Postawił na Jarosława Kaczyńskiego, gratulować musiał Bronisławowi Komorowskiemu. Ale ruch ojca Rydzyka wraz z Ruchem 10 Kwietnia i politykami PiS dalej robią swoje pod znakiem krzyża. Teraz tego smoleńskiego. Pojawił się pod Pałacem Prezydenckim jako wyraz emocji żałobnych, po wygranej kandydata Platformy wszedł do gry czysto politycznej. Ma być nie tylko wyrazem czci, ale też czcić samo czczenie, pokazać, kto jest w awangardzie żałoby i walki o prawdę, a kto nie szanuje poległych, polskości, tradycji i chrystusowego znaku.

Radykalni zwolennicy Kaczyńskiego zachowują się tak, jakby chcieli, by kłuł w oczy nowego lokatora Pałacu, przypominał mu, że jest tylko uzurpatorem w świętym miejscu (patrz POLITYKA 28).

Przenosiny krzyża spod Pałacu byłyby symbolicznym zamknięciem okresu publicznej żałoby i powrotem do normalnych świeckich funkcji ważnego gmachu państwowego. Leży to w interesie nowego prezydenta, ale także samego obozu PiS. Dostrzegł to naczelny, niechętnej przecież obecnie rządzącym, „Rzeczpospolitej”. Obrona krzyża – pisze Paweł Lisicki – zamyka partię Kaczyńskiego w zaułku: „Przypomina o dawnym wizerunku PiS jako ugrupowania nierozumiejącego współczesności, blisko związanego z Radiem Maryja”, czyli odbiera Kaczyńskiemu tych bardziej centrowych wyborców, którzy nie lubią polityki strojącej się w szaty narodowo-religijne, a w wyborach poparli Kaczyńskiego. Lisicki pisze to ze szczerej troski o PiS, ale przy okazji ma sporo racji.

Zakończenie wojny krzyżowej byłoby wreszcie w interesie Kościoła. Także jej wcześniejsza odsłona po decyzji trybunału strasburskiego przyniosła dużo złej teologii, zniekształcającej sens tego centralnego symbolu wiary.

Polityka 30.2010 (2766) z dnia 24.07.2010; kraj; s. 20
Reklama