Opowiadają, że kiedy w 1920 r. Wincenty Witos został premierem, do Belwederu, gdzie czekał na niego Piłsudski, wybrał się piechotą. Pytany, dlaczego nie skorzystał z samochodu czy dorożki, wyjaśnił:
– Mnie się do władzy nie spieszy.
To chyba jedyny wypadek w naszej historii najnowszej – brak pośpiechu, trzymanie nerwów na wodzy, samopocieszenie: jeszcze się narządzę! U nas wygrani, ledwo otrą pot z czoła, już rwą się do podejmowania decyzji, jakby nie wierzyli w kartki kalendarza.
Polityka
31.2010
(2767) z dnia 31.07.2010;
Groński;
s. 96