Nikt tak dobrze nie zna problemów Stanów Zjednoczonych jak... Kanadyjczycy. W tradycję niezłych muzycznych diagnoz tamtejszej kultury wpisuje się grupa Arcade Fire z Montrealu swoją nową płytą, znów spiętą wspólnym mianownikiem tekstów – o mentalności przedmieść i dorastaniu w sypialni Ameryki. Win Butler, lider grupy, rzeczywiście dorastał w USA. Dziś jest mózgiem formacji, która nagrywa płyty w duchu epickich opowieści Neila Younga, a muzycznie kojarzące się z brytyjską grupą Pulp (też zafascynowaną przedmieściami). Podobne ekspresyjne refreny, mieszanka rockowej prostoty i efektownych naddatków w postaci klawiszy, instrumentów dętych czy skrzypiec – to wszystko buduje wizerunek grupy wyrafinowanej i przebojowej zarazem. Wycieczka w stronę brzmień lat 80., którą Arcade Fire proponują na „The Suburbs”, jest kontrolowana i nie oznacza utraty własnego stylu. Ich konsekwencja imponuje – to już trzeci album na świetnym poziomie i żadnych kompromisów. Mimo że gwiazdorski status, który zdobyli, bywa niebezpieczny. Wyprowadził na manowce wiele zespołów – choćby samych U2, którzy swego czasu pomagali uzdolnionym Arcade Fire w karierze. Ale kanadyjska rodzina – bo Butlera wspomaga żona Régine Chassagne – ma przed sobą ciągle świetlaną przyszłość.
Bartek Chaciński