Archiwum Polityki

Globalna wieś

GUS ujawnił, że w największych polskich miastach szerzy się wieśniactwo z powodu tego, że działa w nich zaskakująco wielka liczba gospodarstw rolnych. Z zaprezentowanych przez Urząd danych wynika, że we Wrocławiu takich gospodarstw jest 24,5 tys., w Lublinie – 24 tys., w Gdańsku – 15 tys. Sporym zagłębiem rolniczym okazał się również Kraków z 25 tys. chłopskich gospodarstw.

Na tym tle niekorzystnie wyróżnia się tylko miasto Łódź (niecałe półtora tysiąca gospodarstw), co można tłumaczyć tym, że większość tamtejszego chłopstwa dawno temu przerzuciła się na włókiennictwo lub zatrudniła się w fabryce komputerów Della.

Dane wprawiły w osłupienie urzędników i lokalnych samorządowców. Nikt, nawet GUS, nie wie, skąd rolnicy wraz ze swoimi gospodarstwami wzięli się w wymienionych miastach i co w nich uprawiają. Władze miast przyznają, że ludzi tych nikt nie zapraszał, nikt także ich nie zna, nie wiadomo, kim są i jakie mają zamiary.

Mieszkańcy Wrocławia czy Krakowa również nie kryją zdziwienia, zwłaszcza że podczas spacerów po mieście bardzo trudno spotkać pracujących w swoich gospodarstwach rolników. – Jeśli pojawiają się u nas elementy wieśniactwa, to raczej za sprawą brytyjskich turystów – przyznaje mieszkanka Grodu Kraka.

Część socjologów uspokaja, że przeprowadzanie się wsi do dużych ośrodków miejskich to proces naturalny. Nowoczesne miasto to wielka atrakcja ze względu na gęstą sieć dróg, bliskość sieci McDonald’s i wielkich galerii handlowych. Nic dziwnego, że rolnicy uważają je za miejsce o wiele lepsze do rozwoju hodowli i upraw niż zaniedbana, zapóźniona cywilizacyjnie wieś, która jest w dodatku coraz chętniej zasiedlana przez hałaśliwych mieszkańców miast.

Polityka 34.2010 (2770) z dnia 21.08.2010; Fusy plusy i minusy; s. 89
Reklama