Archiwum Polityki

Niżowe wyże

W szkołach znowu świecą puste ławy, bo brakuje pierwszaków. O obecnym wyżu i minionym niżu mówi dr Anna Matysiak z Instytutu Statystyki i Demografii.
Podobno znowu jest wyż? Mamy się cieszyć?

Nic z tych rzeczy! Wyż demograficzny to był po II wojnie światowej. Jego echo było na przełomie lat 70. i 80., teraz po prostu mamy tego efekt – rodzić zaczęły kobiety urodzone w tym wyżu. Ale sam wzrost liczby urodzeń nie musi przekładać się na wzrost natężenia urodzeń, bo te kobiety mogą rodzić tylko jedno dziecko.

Jedno to za mało?

Zdecydowanie. Na początku lat 90. kobieta rodziła przeciętnie dwójkę dzieci, co dawało nam prostą zastępowalność pokoleń. Ten współczynnik dzietności potem spadł i w 2003 r. osiągnął swoje minimum na poziomie 1,23. Teraz jest nieco lepiej, ale 1,39 to ciągle bardzo mało i w porównaniu z innymi krajami europejskimi to jeden z najniższych współczynników.

Co sprawiło, że w ostatnich latach ten współczynnik wzrósł?

Jednym z wyjaśnień jest to, że pewne grupy kobiet odsuwały decyzję o urodzeniu dziecka w czasie. Kiedyś kobiety rodziły pierwsze dzieci najczęściej mając 20–24 lata. Teraz rodzą później – najczęściej w wieku 25–29 lat, do tego rośnie też liczba kobiet rodzących pierwsze dziecko w wieku 30–34 lat. Mamy więc tzw. urodzenia odroczone, które przyczyniają się do lekkiego wzrostu współczynnika dzietności. Jednak jeśli dalej modelem rodziny będzie: 2+1, to nie zapewni nam to zastępowalności pokoleń. Wzrośnie nam także liczba zgonów. W rezultacie prognozą dla Polski na najbliższe 20 lat jest spadek liczby ludności. (Mlv)

Polityka 36.2010 (2772) z dnia 04.09.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 8
Reklama