Apte. Niedokończona opowieść, Korporacja Ha!art, Kraków 2010, s. 157
Wydawać by się mogło, że wszystko, co tylko dało się zapamiętać z Holocaustu, zostało spisane. Ta książka pokazuje, że są jeszcze wydarzenia i postaci, które można – przy pewnym wysiłku – wydobyć z niepamięci i ocalić od zapomnienia. Jak historia Ryszarda Apte, krakowskiego Żyda, po trosze dandysa, przede wszystkim jednak niezwykle obiecującego literata, rysownika, muzyka. Pochodził z zacnej rodziny, biegle władał kilkoma językami, tłumaczył poezję, jako nastolatek drukował też własne wiersze i rysunki. Został zamordowany, podobnie jak jego rodzice, w 1942 r., mając zaledwie 22 lata. I do 2009 r. niewiele o nim było wiadomo. Autorzy książki przez przypadek dotarli do teczki jego rysunków powstałych w pierwszych latach wojny i ułożonych w cykl „Niepokój”. To właśnie ich reprodukcje składają się na pierwszą część książki. Stylistycznie kojarzą się z niemieckim ekspresjonizmem, a przede wszystkim z pracami George’a Grosza. Są pełnym wrażliwości, jakiejś melancholii, smutku, a momentami przerażenia, metaforycznym obrazem nadciągającej i nieuchronnej zagłady. Te poruszające i zdradzające nieprzeciętny talent prace (Apte był samoukiem) były przez blisko 70 lat przechowywane w rodzinie, która dała Aptom schronienie w czasie wojny, za co zresztą zapłaciła tragiczną cenę: śmierć syna.
Druga część książki to próba rekonstrukcji losów młodego artysty, od jego przedwojennej młodości po ostatnie chwile życia. Piotr Głuchowski i Marcin Kowalski uzupełniają fakty fikcyjnymi (ale prawdopodobnymi) sytuacjami, opisami, dialogami.