Nie zdarzyło się jeszcze, aby człowiek nie umarł.
Tylko pamięć zostaje.
Im więcej wart człowiek,
Tym większy po nim ból.
Nie odnosi się to w niczym do rzeczywistości polskiej. W Rzeczpospolitej pamięć zastępują pomniki. Narodowa mania stawiania pomników (Jan Paweł II ma ich już ponad trzysta) nie jest wcale taka głupia. Rzekłbym, że wprost przeciwnie – przemyślnie wygodna. Pomnik raz postawiony zwalnia nas i z pamięci, i z bólu, które przemienia w rytuał. Dzieci przyniosą kwiatki pod pomnik abstrakcyjnego „wielkiego rodaka” – papieża, poety, „autorytetu moralnego” – i pamięć mamy odfajkowaną. Można znowu, nareszcie, żyć i pić. Zresztą pamięć ludzka jest ułomna, więc lepszy rydz niż nic.
Gdzieś w okresie górnego Gierka znalazłem w „Sztandarze Młodych” (było niegdyś takie pismo, organ Związku Młodzieży Socjalistycznej) triumfalny artykuł pod tytułem: „Rosną szeregi kombatantów”. Chodziło o to, że coraz więcej zapisuje się do ZBoWiD bojowników o wolność i demokrację, a w szczególności bohaterów antyhitlerowskiego podziemia. W 40 lat po wojnie... Bardzo mnie to ucieszyło. Świadomy, że jak krzywa rośnie, to rośnie, zrozumiałem, że za następnych 20 lat pogłowie akowców przemnoży się jeszcze przez dziesięć. Gdzie spojrzeć, na lewo czy prawo, a to bohater powstania, łącznik, kanalarz, sanitariusz, czołgołamacz. I... tak się właśnie stało i dzieje. Oczywiście pamięć ludzka jest ułomna. Pogłowie herosów Solidarności też rośnie nam z roku na rok w geometrycznym postępie.
A oto pobieżne wyliczenie krzywd, jakich doznałem od komuny: w 1967 r. wyrzucono mnie ze względów politycznych z liceum imienia Narcyzy Żmichowskiej w Warszawie.