Wyrażana obecnie gotowość do udziału w głosowaniu w wyborach samorządowych jest najwyższa od 12 lat. W analogicznym okresie przed wyborami samorządowymi w 2006 r. do urn obiecywało pójść 55 proc. uprawnionych, ale ostatecznie dotarło do nich o 10 proc. mniej. – To zaskakujące wyniki, bo im częściej odbywają się wybory, tym frekwencja, nawet ta deklarowana, jest niższa, a przecież ostatnio wybieraliśmy prezydenta – mówi Jarosław Flis, politolog z UJ. – Ale jest też tak, że Polacy głosują coraz bardziej racjonalnie, czyli wtedy, gdy czują, że ich krzyżyk na karcie rzeczywiście coś zmienia, a najszybciej zauważamy zmiany następujące najbliżej nas.
Ponad połowę z tych, którzy zamierzają wybierać władze lokalne, stanowią mieszkańcy wsi i miast do 20 tys. mieszkańców. Stąd pewnie tak dobry wynik w wyborach samorządowych zawsze odnotowuje PSL. Najmniej zainteresowani wyborami są ludzie do 24 roku życia oraz ci, którzy w ogóle nie chodzą do kościoła. Z prawa głosu chce skorzystać nieco więcej mężczyzn niż kobiet. Kto bardziej narzeka po wyborach – ci, którzy na nie poszli, czy ci drudzy – nie badano. (Dąb.)