Archiwum Polityki

Cztery pułapki

Wawrzyniec Smoczyński: – Co to jest bieda?

Paul Collier: – Według Banku Światowego to stan, kiedy człowiek żyje za mniej niż 1,25 dol. dziennie. Ale moim zdaniem same statystyki nie ujmują istoty rzeczy. Biedę trzeba postrzegać w sposób bardziej dynamiczny – to stan beznadziei, wynikający z biedy tu i teraz, a zarazem z braku jakichkolwiek perspektyw na dobrobyt w przyszłości.

Można w takim razie porównywać biedę w Polsce z biedą w Zimbabwe? Według Banku Światowego u nas też są ludzie żyjący za mniej niż 1,25 dol. dziennie.

Nie, bo czym innym jest taki stan beznadziei w skali całego społeczeństwa, a czym innym, gdy dotyczy pojedynczych rodzin lub nawet społeczności. Gdy bieda dotyka całego kraju, jedynym wyjściem jest emigracja. Natomiast gdy jesteśmy biedni w kraju, który poza tym prosperuje, możemy coś z tym zrobić, mamy przynajmniej nadzieję na lepsze życie. Dlatego pomoc międzynarodowa powinna być zarezerwowana dla najcięższych przypadków – gdy cały kraj jest pogrążony w biedzie, jego gospodarka od dawna się nie rozwija, a społeczeństwo tkwi w beznadziei.

Tak rozumiana bieda istniała na świecie sto lat temu, ale wówczas nie była tematem politycznym. Co takiego się stało, że dziś politycy o niej mówią?

Przede wszystkim bieda przestała być nieuleczalna. Świat jako całość wytwarza dziś dość bogactwa, by dało się uniknąć skrajnej, wyniszczającej biedy. Wiemy, jak uczynić zwykłych ludzi wystarczająco produktywnymi, by mieli z czego żyć. Dwa wieki temu nie mieliśmy po prostu wiedzy ani narzędzi politycznych, by cokolwiek z tym zrobić. Druga zmiana to oczywiście globalizacja świadomości – ludzie zdają sobie sprawę, jak żyją inni. Z jednej strony wygodny świat widzi beznadzieję biednych, z drugiej ci ostatni mają świadomość, że gdzie indziej życie wygląda inaczej.

Polityka 42.2010 (2778) z dnia 16.10.2010; s. 2
Reklama