Archiwum Polityki

GaGa gra w Grammy

Lady GaGa, która zaśpiewała na otwarciu tegorocznej gali Grammy Awards, jest sztuczna jak operetka, co gwarantuje, że nikogo nie obrazi i nie wywoła żadnej rewolucji. I taki jest dzisiejszy pop.
Jak pokazała tegoroczna gala Grammy, w muzyce popularnej rządzi konserwatywny gust bossów światowego show-biznesu. Sześć statuetek dla Beyonce i cztery dla Taylor Swift – to werdykt symboliczny. Światowy (czyli amerykański) przemysł muzyczny takim wynikiem głosowania nakreślił aktualną mapę wpływów. Triumf Beyonce jest dowodem dominacji głównego nurtu czarnej muzyki, którym dziś okazuje się komercyjna odmiana soulu i r’n’b. Natomiast nagroda dla 20-letniej Swift to nie tyle gest wobec młodego wieku artystki, ile akt respektu dla starego dobrego country, muzyki, która od zawsze kojarzy się z białą, konserwatywną Ameryką.

Biało-czarne

Ten czarno-biały splot to z jednej strony wyraz swoistej poprawności politycznej, z drugiej zaś dobitny wyraz zachowawczych gustów kilkutysięcznego jury. Jury Grammy to głównie prominentni przedstawiciele wielkich koncernów płytowych i mediów audiowizualnych.

Beyonce Knowles, dziś 29-letnia, od najmłodszych lat przygotowywana była do roli gwiazdy. Jako dziecko brała udział w konkursach „małej Miss”, rodzice posyłali ją do szkoły muzycznej i na lekcje tańca, a kiedy w połowie lat 90. założyła żeński kwartet Destiny’s Child, jej ojciec został menedżerem zespołu. Przypomina to nieco drogi życiowe innych afroamerykańskich gwiazd jak Michael Jackson czy Stevie Wonder. Tylko że Beyonce było łatwiej.

Kiedy w 2002 r. zdecydowała się na karierę solową, muzyka r’n’b, zwana kiedyś rythm’n’bluesem, była już do tego stopnia dobrze zadomowiona w głównym nurcie amerykańskiego popu, że jej najbardziej rozpoznawalne gwiazdy, jak na przykład Whitney Houston, traktowano niemal na zasadzie muzycznej klasyki.

Taylor Swift jest od swojej ciemnoskórej konkurentki młodsza o prawie dziewięć lat.

Polityka 7.2010 (2743) z dnia 13.02.2010; Kultura; s. 60
Reklama